środa, 26 czerwca 2013

Wielkie wyjście... czyli jak nie zagłodzić małego człowieka :)

Wczoraj po raz pierwszy od narodzin Młodego, czyli od blisko 3 miesięcy, zostawiłam swojego szkraba w domu pod opieką taty na prawie cztery godziny. Wyrzuty sumienia - ogromne, ale - może zabrzmię jak wyrodna matka - chętnie spędziłam kilka chwil ze znajomymi i poplotkowałam :) 
Każdej młodej mamie należy się chwila wytchnienia, w końcu nie jest tylko mleczarnią i opiekunką, ale potrzebuje też kilku chwil dla samej siebie, żeby czuć się dobrze. Jedyny problem, który może martwić niektóre mamy, to karmienie piersią. No bo logiczne, że nie nakarmimy dziecka, kiedy jesteśmy poza domem, bez maluszka. Wiadomo, zawsze można ściągnąć pokarm ręcznie lub laktatorem. A tych na naszym rynku jest całe zatrzęsienie. Osobiście kupiłam laktator ręczny firmy Avent, ale w moim przypadku prędzej wyrzeźbiłabym nim bicepsy niż faktycznie ściągnęła potrzebną ilość mleka. Owszem, korzystałam z niego dwa czy trzy razy, ale tylko do czasu, kiedy moja mama nauczyła mnie ściągać mleko ręcznie. Jak dla mnie jest to o wiele bardziej efektywne i przede wszystkim szybsze - wystarczy umiejętnie naciskać, a mleko leje się strumieniami :) Nie miałam możliwości jak dotąd wypróbować elektrycznego laktatora, być może ściąganie nim mleka odbywa się sprawniej niż ręcznym, któż wie... 

Ściągnięte mleko można przechowywać w lodówce nawet 3 czy 4 dni, choć ja osobiście nie ryzykuję i trzymam je maks jedną dobę. Jeśli wiem, że mały nie wypije mleka, które zdążyłam już ściągnąć, najzwyczajniej w świecie mrożę mleko w zamrażarce. W specjalnych wysterylizowanych woreczkach może ono tam przebywać nawet pół roku, czyli ściągając teraz nie muszę się martwić brakiem pożywienia dla dziecka po powrocie do pracy :) Woreczki są strunowe, przez co ani kropla naszego cennego napoju się nie zmarnuje, a dzięki temu mamy również pewność, że bakterie nie przesiąkną do wnętrza. Sama najczęściej kupuję woreczki, ale są również pojemniki do mrożenia - ja używam ich tylko do ściągnięcia i przechowania w lodówce. Najpopularniejsze produkty tego typu w przystępnej cenie ma firma BabyOno, z tym że kupuję wszystko przez internet, więc na pewno wychodzi taniej niż w stacjonarnym sklepie.

A co jeszcze przyda się karmiącej mamie? Z całą pewnością wkładki laktacyjne, a jest ich całe zatrzęsienie. I tu wcale nie znaczy, że im droższe tym lepsze. Wypróbowałam już kilka i z własnego doświadczenia wiem, że bardzo chłonne są wkładki Baby Dream, które dostać można w Rossmannie za niewielką kwotę. Poza tym mają silny przylepiec i nie przemieszczają się w miseczce stanika. Z wkładek nocnych wypróbowałam jak na razie te produkcji Phillips Avent - mają podwójny przylepiec i są naprawdę mega chłonne - zwykłe wkładki na dzień powodują, że budzę się z mokrym stanikiem, koszulą i prześcieradłem ;) 
Zaraz na początku mojej drogi z karmieniem wypróbowałam jeszcze muszle laktacyjne - świetna sprawa, szczególnie dla mam z obolałymi brodawkami. Konstrukcja tych muszli sprawia, że brodawka nie ma bezpośredniej styczności z biustonoszem, przez co o nic się nie ociera i nie rani. W dodatku firma Avent ma w komplecie dwie wersje:

  •  z "wywietrznikami", której absolutnie nie polecam przy dużej ilości pokarmu - pokarm po prostu się z nich wylewa,
  • oraz muszle, które zbierają nadmiar pokarmu wyciekający z piersi - dzięki temu nie marnuje się on, lecz możemy go zebrać, przechować i podać dziecku, kiedy będzie taka potrzeba.
I jeszcze jedna uwaga na koniec - osobiście podaję dziecku od czasu do czasu swoje mleko w butelce (oczywiście z systemem antykolkowym:)), żeby mały się nie odzwyczaił i żebym miała pewność, że kiedy mnie nie ma w pobliżu, spokojnie wypija moje mleko z butelki podanej przez tatusia :)




poniedziałek, 24 czerwca 2013

Kosmetyczne przyjemności :)

Od kilku miesięcy regularnie zamawiam pudełka glossybox (więcej informacji można znaleźć tutaj: glossybox), w których co miesiąc znajdują się różne próbki lub pełnowymiarowe kosmetyki dla kobiet. Kosmetyki zawsze są zapakowane w fajne różowe pudełka, które można potem wtórnie wykorzystywać do przeróżnych rzeczy - ja na przykład przechowuję w nich biżuterię, ozdoby świąteczne, a jedno wykorzystałam też kiedyś jako opakowanie na prezent. 

W czerwcu glossy zadbało również o młode mamy i ich maluszki. W specjalnej edycji mum&baby znajdują się kosmetyki dla mamy i maluszka. 
Dla młodej mamy znaleźć można między innymi mini opakowanie kremu na rozstępy Palmer's, którego sama bardzo chętnie używam już od dłuższego czasu, przede wszystkim za pyszny zapach kakaowy ;) Oprócz tego balsam do biustu Tołpa dla kobiet w ciąży i po porodzie - pełnowymiarowe opakowanie za ok. 49,99zł. Jedynie szkoda, że nie może być używany w czasie karmienia piersią, więc na razie czeka w szufladzie :/
Pudełko w pełnej okazałości...
Dla dzieciaczka znalazłam w pudełku produkty firmy Mixa baby, z którymi spotkałam się po raz pierwszy. Są to krem na pupę i woda oczyszczająca bez spłukiwania do mycia. Woda jest naprawdę super, w poręcznej butelce z pompką, ale dla mnie najważniejsze jest to, że nie muszę przegotowywać ani studzić wody, żeby umyć buzię Piotrusia, tylko mam ją zawsze pod ręką. A cena też przyziemna - ok. 14,99zł za 250ml, podobnie jak krem na pupę. Muszę tylko zlokalizować te produkty w jakiejś drogerii, żeby wiedzieć, gdzie mogę się w nie zaopatrywać.
Dzięki glossy wypróbowałam również pieluszki z zieloną herbatą - mają bardzo przyjemny zapach i ponoć nie uczulają - niestety po wypróbowaniu dwóch sztuk, które były w pudełku, ciężko to stwierdzić, jednak kupon na 10% rabatu może zachęcić do zaopatrzenia się w większe ich ilości - cena ogólnie porównywalna do firmowych Pampersów.
Bardzo spodobał mi się również szampon i płyn do mycia ciała dla dzieci firmy Pat&Rub - bardzo fajnie pachnie, dobrze się pieni, a przede wszystkim zrobiony jest z przyjaznych dla skóry niemowlaka składników. Opakowanie 50ml, które znalazłam w pudełku, starcza na jakieś 8-10 kąpieli, więc nie jest źle, a cenę pełnowymiarowego opakowania (250ml - 45zł, 500ml - 75zł), też jeszcze da się przeżyć.
...a oto jego zawartość 

niedziela, 23 czerwca 2013

Trudne początki karmienia

Zapewne jeszcze w ciąży część kobiet decyduje się, jakie karmienie wybrać po porodzie. Ja w zasadzie od samego początku byłam zdecydowana na karmienie piersią i kiedy w szpitalu dowiedziałam się, że będę miała cesarskie cięcie, wystraszyłam się, że nie będę mogła karmić od samego początku. I tak rzeczywiście było. Po wybudzeniu z narkozy zostałam zawieziona na salę pooperacyjną i zobaczyłam małego dopiero jak już był wykąpany i nakarmiony mlekiem sztucznym. Zresztą pewnie i tak nie byłabym w stanie go wówczas nakarmić, bo nie mogłam się w ogóle ruszać. Ale wtedy jeszcze się nie poddawałam, myślałam, że na drugą dobę, jak już wstanę na nogi, będę mogła spokojnie go nakarmić. Nic bardziej mylnego. Sale szpitalne nie sprzyjały temu, żebym mogła spokojnie przystawiać małego do piersi, aż do skutku, a szczerze mówiąc personel medyczny też nie bardzo garnął się do tego, żeby mi pomóc, a to moje pierwsze dziecko, więc mam prawo wszystkiego nie wiedzieć. Niestety mały nie chciał jeść z piersi, od pielęgniarki z noworodków usłyszałam, że moje brodawki nie nadają się do karmienia. No więc wysłałam męża do apteki po tzw. kapturki, myśląc że to coś da. Dało niewiele - mały tylko raz napił się troszkę z jednej piersi i koniec...
Na nieszczęście na 3 dobę po porodzie pojawił się nawał mleczy, więc mąż znów po laktator, ale było już tak źle, że tylko potrenowałam mięśnie ramion, nic poza tym. Na oddziale położniczym szpitala wojewódzkiego w Tychach znalazła się jednak położna, która pomogła mi ręcznie ściągnąć trochę pokarmu. Dzięki temu nie doszło do zapalenia piersi. Nie były one też zbyt nabrzmiałe, co sprawiło, że kiedy tylko wróciliśmy do domu, mogłam zacząć na spokojnie przystawiać Piotrusia do piersi. Efekty od samego początku nie były może najlepsze, ale z czasem, tak gdzieś po tygodniu, karmiliśmy się już tylko piersią. I jak dotąd nadal tylko tak się karmimy. To naprawdę wspaniałe uczucie, że możesz dać swojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa, nawiązać z nim więź, której nikt poza Tobą nie jest w stanie nawiązać. Nie wspominając już o medycznych aspektach karmienia piersią. Uwielbiam te chwile, kiedy oczka Piotrusia tak intensywnie się we mnie wpatrują, uśmiechają się do mnie :) Cieszę się, że dane mi jest karmić moje dziecko piersią. I szczerze mówiąc mam jedynie trochę żalu, że w naszym kraju nie ma zbyt wielu miejsc dla matek i dzieci, gdzie można by spokojnie nakarmić dziecko. Ostatnio już nawet byłam zmuszona karmić dziecko w miejscu publicznym, w kawiarnianym ogródku na cieszyńskim rynku, ponieważ mały był głodny, a w Cieszynie jakiegokolwiek miejsca dla matki z dzieckiem brak. Zmiana pieluchy też utrudniona - na szczęście Piotruś mieści się bez problemów w gondoli wózka i tak go przebieram, ale co będzie, jak zmienimy wózek na spacerówkę?  

czwartek, 20 czerwca 2013

Słów kilka mianem wstępu...

Ale ten czas szybko leci... Dopiero co dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a tu już nasz maluszek się do nas uśmiecha i opowiada nam cały swój dzień - jego gaworzenie jest coraz częstsze i coraz głośniejsze :) To takie cudowne uczucie, móc codziennie obserwować, jak zmienia się mały człowiek, jakie wielkie kroki czyni w swoim rozwoju. Każda mama oczywiście porównuje swoje dziecko z innymi, zazwyczaj na korzyść swojego własnego, ale cóż zrobić, tego się chyba nie da zmienić. Podobnie każda mama chucha i dmucha na swój mały skarb. Pod tym względem niestety nie jestem inna, choć mam nadzieję, że z czasem mi to minie - nie chciałabym być kwoką, która pilnuje każdego kroku swojego kurczaczka, byleby tylko nic mu się nie stało. A trzeba przyznać, że już kilka razy miałam ochotę lecieć do lekarza z byle krostką czy wysypką. Jak dotąd musieliśmy się wybrać do lekarza z powodu ciemieniuchy, no i na to nieszczęsne szczepienie, a do tego cała seria badań kontrolnych - słuch, główka, no i bioderka. W drugim kwartale kolejna seria. Ale najważniejsze to móc usłyszeć, że wszystko w porządku, że niepotrzebnie przesadzamy, choć dobrze, że nie bagatelizujemy.