wtorek, 13 sierpnia 2013

Co z tymi szczepieniami?




Nasz mały synek za niedługo, bo już za dwa tygodnie, musi zgłosić się do przychodni po kolejną porcję szczepionki. Wiadomo, pierwszą partię szczepień noworodki w Polsce otrzymują już w szpitalu. I tak do końca żadna mama nie wie, jak jej dziecko na te ukłucia zareagowało...


Oprócz wpisu w książeczce zdrowia nasz mały Piotruś ma jeszcze inny ślad po tych szczepieniach, a w zasadzie po jednym z nich, po gruźlicy. Około miesiąca od narodzin zauważyłam na jego ramieniu pod skórą jakieś dziwne zgrubienie, które z czasem zaczęło "wychodzić" na wierzch. Zdziwiona i lekko przestraszona spytałam pediatry, co to jest - okazało się, że to reakcja na szczepionkę gruźlicy właśnie, w której z czasem zaczęła zbierać się ropa, a po jakimś czasie ropa wypłynęła z ranki, jednak zebrała się na nowo. I mimo że Piotruś zaczął już 5 miesiąc, ślad po tej szczepionce jest nadal widoczny...


Po 6 tygodniach życia zgłosiliśmy się na pierwszą dawkę szczepień ochronnych w przychodni. Jeszcze przed tą wizytą wiedziałam doskonale, że raczej na bezpłatne szczepionki z NFZ się nie zdecydujemy, dylemat miałam jedynie między szczepionką 5 w 1 a 6 w 1. Dylemat ten uwzględniał też oczywiście cenę tych szczepionek - w naszej przychodni 5 w 1 to koszt jakiś 120 zł, zaś na 6 w 1 trzeba już wydać 190 zł. Koszt niemały, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę publiczną służbę zdrowia w Polsce. Hmm, no cóż, wolałabym te setki złotych miesięcznie otrzymywać i płacić sobie prywatne ubezpieczenie - wychodziłoby o wiele taniej, zważywszy na to, ile płaci się w tej chwili za wizyty u lekarza (oczywiście można iść w ramach NFZ, tylko ile się czeka...).

Wracając jednak do tematu szczepionek - zdecydowaliśmy się ostatecznie na szczepionkę skojarzoną 6 w 1 - jedno ukłucie i po krzyku. No prawie, bo po pierwszej dawce szczepienia Piotruś był wyjątkowo niespokojny i płaczliwy całe popołudnie, wieczór, a w nocy też nie najlepiej spał.


Druga dawka okazała się już o wiele mniej bolesna, albo Piotruś po prostu już wiedział, co to jest. Tak czy siak płakał chwilkę tylko w momencie ukłucia i jakieś 2-3 minuty po nim. Czyli ogólnie nie było tak źle.


Te wszystkie szczepionki podawane co 6 tygodni życia malucha są zalecane przez Ministerstwo zdrowia i moim zdaniem całkiem słusznie. My też jako dzieci byliśmy szczepieni i w sumie nic złego się nam nie działo, więc nie do końca rozumiem niektóre matki, które decydują się dziecka nie szczepić - skutki mogą być naprawdę tragiczne.



Oczywiście oprócz szczepień zalecanych istnieje kilka dodatkowych, z których rodzice mogą, ale nie muszą korzystać. Niektóre z tych odpłatnych dodatkowych szczepień przysługuje bezpłatnie na przykład wcześniakom czy niemowlętom z niską masą urodzeniową - niestety nas to nie dotyczy, więc nie do końca orientuję się w tym temacie, kto może korzystać za darmo z tych szczepień.


Najbardziej rozreklamowane jest chyba szczepienie przeciw rotawirusom - niestety, dość drogie. Zastanawiałam się nawet, czy nie szczepić Piotrusia, ale później dowiedziałam się, że KAŻDE DZIECKO KARMIONE TYLKO I WYŁĄCZNIE PIERSIĄ JEST ODPORNE NA ROTAWIRUSY. W związku z tym nie zdecydowaliśmy się wydać kilkuset złotych. Zresztą słyszałam opinie lekarzy, że zarówno dzieci szczepione, jak i nieszczepione trafiają do szpitala z zakażeniem rotawirusem, więc szczepionka nie daje 100% pewności. A jeśli dziecko nieszczepione zachoruje, to owszem mocno będzie "nadszarpnięty" jego organizm, jednak wyjdzie z tego obronną ręką (o ile oczywiście zakażenie rotawirusem nie przebiega jednocześnie z inną chorobą).

Myślę, że zdania będę bardzo podzielone, będzie przypuszczam tyle samo opcji za, co przeciw, tak więc w tym wypadku każdy rodzic musi podjąć samodzielną decyzję.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz